Oświetleniowiec – POGO
Konopka
Szedł młodzieniec poprzez pole
Minął z prawej trzy topole
Wtem usłyszał śpiew kobiecy
Dreszcz wnet oblał jego plecy
Wzrok obrócił w stronę prawą
Serce bić zaczęło żwawo
Postać chuda jak źdźbło trawy
Biega w gąszczu dla zabawy
Pierś jej ostra, lico białe
Odsłonięte ciało całe
Bujnych włosów ruda wstęga
Po pośladki dla niej sięga
Oczy płoną, uśmiech nęci
Naszły chłopca wielkie chęci
Więc się zbliża opętany
Poprzez traw zielone łany
Staje przed nią bardzo blisko
W całym ciele drży mu wszystko
Na sam widok nogi miękną
Ujrzeć taką postać piękną
Panna szepce – zbliż swe dłonie
Połóż głowę na mym łonie
Będę pieścić ciało twoje
Przy mnie znikną wszystkie znoje
Dam ci słodycz i zabawę
Zanurz ze mną się w tę trawę
Dotknij ciepłe ciało moje
Splećmy się z sobą we dwoje
Lecz to wszystko złe są czary
Niecne panny są zamiary
Biedak nie wie co go czeka
Stoi prosto, nie ucieka
Jak Konopkę kto zobaczy
Łaskotaniem go uraczy
Bez litości dręczyć będzie
Aż mu z ciała krew ubędzie
Z jego serca dusza wyjdzie
I kostucha po nią przyjdzie
Znów okrutna ladacznica
Pozbawiła chłopca życia
Będzie płakać wioska cała
Jaśka panna z traw zabrała
Nie powiem Ci nigdy…
Nie powiem Ci nigdy, że jak kwiat są twe wdzięki
Który by świat nasz ozdobić powstał z boskiej ręki
Choć los twój podobny to złe to porównanie
Bo kwiat marny więdnie, twój wdzięk pozostanie.
Nie powiem Ci nigdy, żeś słonce na mym niebie
Choć dużo ciepła dajesz mi od siebie
To nigdy twój żar nie ciążył na mym ciele
Jak okrutna spiekota gdy słońca za wiele.
Po burzy
spacerujemy razem po alei
pierwszej lepszej drodze
która wyrosła przypadkiem przed naszymi nogami
wiosenny chłód wieczorny
studzi resztki gasnących emocji
przed nami
długa
pusta droga
słońce zachodzące na horyzoncie
i dziwny spokój
którego powinno tu nie być
a jednak jest